wtorek, 8 lutego 2022

Lancome Absolue L'extrait Ultimate Essence

Dzisiaj będzie na bogato, czyli serum z Lancome z komórkami macierzystymi z róży Lancome. Wygląda luksusowo, ma bogaty skład i jeszcze wyższą cenę.

Kosmetyk trafił w moje łapki jako prezent. Na razie jeszcze mnie nie stać na zakup takich drogich cacek. Gdybym nie musiała się liczyć z pieniędzmi, na pewno by mnie zainteresowało ze względu właśnie na różę, którą kocham.

Jak odpakowywalam to serum to czułam prawdziwą ekscytację. W rękach miałam odrobinę luksusu. A w środku piękna szklana buteleczka i pipeta na klik.

Serum jest płynne, przezroczyste i pachnie delikatnie niczym perfumy. Moja wersja nie zawierała polskiej wersji językowej, ale na szczęście są internetowe translatory.

W dołączonej książeczce była instrukcja nakładania, czyli jak rozprowadzić i wmasować esencję w skórę twarzy. Pierwszy raz poświęcałam tak dużo czasu na pielęgnację.

Załączona pipeta jest bardzo praktyczna, jednak wolałabym, żeby nabierała więcej produktu. Sam kosmetyk żeby się wchłonąć potrzebował paru minut. Pomimo lekkiej oleistości, po wchłonięciu zostawiał matową skórę.

Już po paru dniach stosowania zauważyłam poprawę stanu cery. Zmniejszyły się pory, a skóra stała się gładsza i miła w dotyku. Moje czerwone plamy na policzkach zdecydowanie zbladły. Zauważyłam też rozświetlenie i wyrównanie kolorytu. Więc efekt mocno pozytywny.

Niestety po 3-4 tygodniach stosowania okazało się, że mojej skórze brakuje nawilżenia. Pomimo wielu pozytywnych aspektów, docelowo serum za słabo mnie nawilżało. A nie odczułam tego, ponieważ esencja jest delikatnie tłusta przy nakładaniu.

Wtedy też zaczęło pojawiać się delikatne szczypanie po nałożeniu. Potem niestety doszło lekkie podrażnienie u mnie objawiające się czerwonymi plamkami na twarzy. I tak po trochę ponad miesiącu zaprzestałam stosować ten kosmetyk systematycznie. Potem próbowałam stosować serum okazyjnie, ale niestety moja skóra już go nie lubi. Ale to nie dlatego, że serum uczula. Moja skóra nie lubi wyciągów i ekstraktów z roślin. I między innymi na liście najbardziej szkodzących mi roślinek jest moja ukochana róża. Wiedziałam od samego początku, że moja przygoda z tym produktem może się tak zakończyć.

Jednak efekty, które uzyskałam są na tyle fajne, że mogę wam to serum polecić. Jest ono aktualnie na wyprzedażach, więc można je kupić dużo taniej niż kosztowało pierwotnie. Ale tylko wtedy, gdy wydatek rzędu 500zł nie uszczupli naszego budżetu. W każdym innym przypadku polecam poszukać czegoś innego :)

Pudełko wyrzuciłam, bez robienia zdjęcia, więc skład przepisuję z internetu.

INCI: Water/aqua, glycerin, butylene glycol, alcohol denat, hydroxypropyl tetrahydropyrantiol, dipropylene glycol, propylene glycol, hydrolyzed linseed extract, sodium hydroxide, sodium benzoate, phenoxyethanol, adenogine, PPG-6-decyltetradeceth-30, PEG-8, limonene, xantham gum, linalool, propanediol, capryloyl salicid acid, caprylyl glycol, rose extract, disodium EDTA, methyl gluceth-20, citronellol, coumarin, parfum.

2 komentarze :

  1. oj lubię tego typu mazidła, lubię... ale mój portfel już niekoniecznie xd
    często poluję na próbeczki, które oszczędzam tygodniami haha

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi,
    Great blog dear! I follow you, do you want to follow me?

    https://insandfashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń